1 czerwca po wieczną nagrodę do Pana odszedł ks. Mariusz Stolarski. Zmarł w wieku 39lat. W tym roku obchodził jubileusz 10-lecia kapłaństwa. Ks. Mariusz zmagał się z chorobą nowotworową, ale pomimo tej choroby jeszcze w czwartek odprawiał Eucharystię.
bp. Janusz Stepnowski:
(...) Od pierwszych dni kapłaństwa, Twoje życie Księże Mariuszu, było naznaczone cierpieniem. Bóg zaprosił Cię do tej trudnej drogi, aby zjednoczyć Cię z krzyżem Jego Syna (...) gdy spadła na Ciebie choroba nowotworowa, której destrukcyjne działanie mogliśmy wszyscy oglądać, gdy rak deformował Twoją twarz, staraliśmy się Tobie towarzyszyć w tym niezwykłym trudzie, który połączył Cię z krzyżem naszego Pana. Cierpienie towarzyszyło jego życiu. A szczególnie to ostatnie cierpienie, tej straszliwej choroby, było widać na jego twarzy. Twarzy zmęczonej tym cierpieniem. Mimo, że istnieją kuracje paliatywne, mimo, że ludzie są blisko człowieka, to jednak ten, który cierpi zostaje sam w obliczu Boga, ze swoim cierpieniem. Mimo, że jego życie było naznaczone tym wielkim bólem, pragnął do ostatniego momentu swojego życia służyć Panu, a szczególnie ludziom, do których, przez biskupów łomżyńskich był posłany. Jakby wiedział, że z tego krótkiego życia niewiele mu zostaje(…). Ksiądz Mariusz całego siebie oddawał ludziom w konfesjonale, służąc cichą i pokorną radą. To życie dzielił z nami, jego współbraćmi w kapłaństwie. Być może ta szkoła cierpienia to była ta największa szkoła. On ten ból wziął na siebie. Drodzy bracia polecajmy tego naszego współbrata Panu Bogu. Ks. Mariusz zostawił swoje serce tam, gdzie był posłany. Zostawił je w Myszyńcu, w Ostrołęce, Zambrowie i Szelkowie. Tam zostawił ten piękny ślad w duszy każdego człowieka. W duszach młodych ludzi i tych dojrzałych w chrześcijaństwie. Prośmy Pana, by przyjął go do swego Królestwa. Dziękujemy, że postawił na naszej kapłańskiej drodze, na naszej biskupiej drodze i na drodze każdego z nas, tego skromnego, pokornego kapłana.
ks. kan. Wiesław Białczak:
Dziś jest wigilia Zielonych Świątek. I Ty, Księże Mariuszu dojrzewałeś do tej Pięćdziesiątnicy. Składasz Bogu ofiarę ze swojego życia. Na zakończenie Okresu Wielkanocnego. Zapewne miałeś jeszcze wiele planów, myśli, wiele pytań… Często pytaliśmy Ciebie, kiedy wracałeś od lekarza: “i jak?”. A Ty nigdy się nie poddawałeś.
Jesteśmy tu, przy tym ołtarzu. Tak jak zawsze. Jak zawsze wszyscy razem sprawowaliśmy razem z Tobą ofiarę Jezusa Chrystusa. Dzisiaj jesteś już przed ołtarzem…
Razem sprawowaliśmy ofiarę. Może przy tym ołtarzu, przez ostatnie miesiące niewiele mówiłeś, ale ta Twoja cisza przenikała nieraz do szpiku kości. Ta Twoja cisza i Twoje świadectwo życia więcej przemawiało niż niejedno kazanie. Dzisiaj, Drogi Księże Mariuszu pragnę Ci podziękować za Twoją obecność pośród nas, w tej wspólnocie parafialnej. Wspólnocie, którą kochałeś, bo wróciłeś do nas po raz drugi. Ufamy i modlimy się, aby Bóg przyjął Cię do grona świętych kapłanów. Żyj w pokoju! Pozostaniesz w sercach nas parafian, a my będziemy pamiętać o Tobie w naszych modlitwach, aby Pan przebaczył Ci wszystkie grzechy i obdarzył chwałą nieba
ks. Dawid Rosiński:
Dziś, tutaj w ostrołęckiej Farze, żegnamy go jako prezbiterzy, rodzina, przyjaciele, znajomi: po ludzku – ze łzami, bólem serca, ale po chrześcijańsku, z nadzieją i ufnością. Nic już nie będzie takie same ...
Uczestnicząc w ostatnim pożegnaniu kapłana pojawia się także pytanie: Jakim był pasterzem, dla tych, do których został posłany? Posłany do Myszyńca, Ostrołęki, Zambrowa, Szelkowa i na koniec, prawie rok temu wracając, ponownie do ostrołęckiej Fary. Kilka dni temu, razem z kolegami, obchodził 10. rocznicę święceń kapłańskich. Koledzy w seminarium nazywali go: Marian, Walerek, Stolarz, Maryś – wszyscy wiedzieli o kim mowa…
Na obrazku prymicyjnym z 2007 roku zapisał fragment z psalmu 116: Czym się Panu odpłacę, za wszystko co mi wyświadczył? Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pana.
Kilka tygodni temu, w rozmowie z jedną z sióstr zakonnych powiedział – gdybym narodził się jeszcze raz, znów chciałbym być księdzem(…). Mimo choroby i wyczerpania spotykał się z Kołami Żywego Różańca, młodzieżą przygotowującą się do Sakramentu Bierzmowania czy Kościołem Domowym. Kiedy jechał w pierwsze piątki do chorych mówił: jadę do moich chorych
ks. Dariusz Niewiński:
Wiele mogliśmy się od niego nauczyć. Był naszym starszym kolegą. Starszym doświadczeniem i w jakiś sposób zawsze wiedział co powiedzieć. A może jeszcze bardziej wiedział, że kiedy nic nie mówić. Zawsze cechowała go maryjna pokora i cichość. Były nawet takie momenty, kiedy nie rozumieliśmy tego i pytaliśmy: Mariusz, dlaczego Ty nic nie mówisz? Widocznie tak było trzeba. Dla nas to był przykład. Czym jest posłuszeństwo, pokora i cierpliwość.
Bardzo chętnie wybieraliśmy go jako powiernika naszych spraw, jako spowiednika. Kilka dni temu obchodziliśmy w Wyższym Seminarium Duchownym w Łomży 10. rocznicę święceń kapłańskich. Również wtedy kilku z nas skorzystało z jego kapłańskiej posługi pojednania. W konfesjonale często powtarzał słowa, które słyszeliśmy od naszego ojca duchownego w czasie formacji seminaryjnej: Pan Jezus się cieszy! Cieszy się, że przychodzisz się z nim pojednać!
Dzisiaj chcemy te wszystkie jego słowa, momenty, świadectwo przywoływać i uczyć się od niego spokoju i budowania mostów. Ks. biskup nie bał się posyłać Mariusza tam, gdzie trzeba budować mosty. Bo wiedział, że będzie się modlił, będzie dawał świadectwo i będzie budował pokój. Dziś, chcemy takie momenty zapamiętać(…).
Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie,
a światłość wiekuista niechaj mu świeci.
Niech odpoczywa w pokoju.
Amen.